Przebieg powstania wielkopolskiego na ziemi rawickiej miał charakter bardzo dramatyczny. Liczne miejsca pamięci na naszej ziemi: w Miejskiej Górce, Golejewku, Słupi Kapitulnej, Rawiczu, Jutrosinie, Bojanowie, Zielonej Wsi, Szymanowie, Gościejewicach, Szkaradowie znaczą te tragiczne wydarzenia, a pamięć prowadzonych walka powstańczych, przekazywana z pokolenia na pokolenie, jest wciąż żywa wśród ludzi.
Oddajmy głos głównemu aktorowi tych wydarzeń, które doprowadziły do powrotu Rawicza 17 stycznia 1920 r. do niepodległej Polski, przewodniczącemu Powiatowej Rady Ludowej, ks Zdzisławowi Zakrzewskiemu (cytowane fragmenty pochodzą z książki ks Zakrzewskiego „Walki o Rawicz”):
Tajne posiedzenie w Golejewku Komitetu Obywatelskiego
W końcu października odebrałem z Poznania od Tajnego Komitetu naszego przez p. dr W. Mieczkowskiego polecenie, abym zorganizował powiat rawicki i przygotował wszystko do przejęcia urzędów przez Polaków. Zaprosiłem więc w największej tajemnicy ok 25. mężów zaufania z całego powiatu na posiedzenie do Golejewka na dzień 10 listopada 1918 r. […]
Wyznaczyliśmy na cały powiat mężów gotowych w danej chwili przejąć poszczególne urzędy starosty, burmistrza, komisarza, sekretarza. Obecni przysięgą zobowiązać się musieli do milczenia aż do czasu, w którym by można całą rzecz ujawnić, a niedługo potrzebowaliśmy czekać na czas ten, gdyż już nazajutrz wiadomość o rewolucji wszystkim rozwiązała usta.
Rawicka Rada Robotników i Żołnierzy
W Rawiczu zaraz po wybuchu rewolucji zorganizowała się Rada Robotników i Żołnierzy, na której czele stanął Maks Niederlich, pochodzący z Dolnego Śląska, sierżant, socjalista, śmiały, więcej „wygadany” niż wymowny, bardzo dufny w swój rozum, a jak się później okazało, dość czuły na własne korzyści przy stanowisku, które sobie wyrobił. Chodziło temu panu, jako i innym z socjalistycznej rady, o jak największe pozyskanie sobie dla idei socjalizmu naszego ludu polskiego w powiecie rawickim, toteż przesadzali się w lojalności dla Polaków, a my oddając im pięknym za nadobne, dążyliśmy po cichu coraz lepiej do naszego ostatecznego celu. […]
Gdy rządy rawickiej Rady Robotników i Żołnierzy coraz więcej i na cały powiat się rozciągały i szczególnie w dziedzinę szkolną wkraczały, zgłosiłem się telefonicznie do owej rady z prośbą, aby mnie także zechcieli zaprosić na jedno z posiedzeń swoich, abyśmy się w kilku ważnych sprawach porozumieć mogli. Chodziło głównie o mianowanie ze strony Polaków tzw. doradców dla pełniących jeszcze obowiązki dawnych urzędników. Najchętniej się na tę propozycję zgodzili i pewnego umówionego wieczora w końcu listopada zjawiłem się w sali obrad w ratuszu rawickim. Dziwne zgromadzenie!... Usiedliśmy przy ogromnym, w krąg się ciągnącym stole, z prawej mej strony siedziało prócz znanych mi panów Obarskiego, Troski i Mądrego kilkunastu robotników Niemców, z których niejedni wprost zawadiackie i bardzo czerwone mieli fizjonomie, naprzeciw mnie Niederlich, dalej za nim w krąg rada żołnierzy, wśród której i zasiadał i nasz mecenas Stark i wyższy nauczyciel gimnazjalny oficer Schmitz, bez oznak oficerskich, a kończyła się ta korona z mej lewej strony bankierem Levym, burmistrzem Krakauem, obok którego zasiadał ku memu zdziwieniu także inspektor szkolny Kolepke. Z tym panem miałem niejeden zatarg za starych rządów i byłem niezmiernie zaciekawiony, co jego obecność dzisiaj w tym gronie, tak wręcz mu przeciwnym, oznaczać może. […]  
Inspektor szkolny bowiem przybył na to zebranie, by się użalać przed radą całą o to, że zbytnio się wtrąca ona do spraw szkolnych. […]  
Na to Niederlich się z emfazą odzywa: „O co pan się uskarża? A jakim pan jest inspektorem ? Czy pan jest jeszcze cesarskim albo królewskim inspektorem szkolnym ? Jeżeli pan w ogóle nim jeszcze chce być, to musi być naszym – ja tutaj jestem dzisiaj czerwonym majestatem Rawicza. […]„Objechałem – dalej p. Niederlich – niemal wszystkie szkoły w powiecie i rozporządziłem nauczycielom, żeby odtąd każdą lekcję udzielali pół godziny po niemiecku, a pół godziny po polsku...”[...]
Na takie „dictum acerbum” zrobił Kolepke, co mu jedynie wypadało uczynić, z długim nosem i różnymi uczuciami w duszy opuścił nas a ja przygryzając sobie wargi, żeby nie parsknąć śmiechem, po chwili nastroiłem się uroczyście i podziękowałem p. Niederlichowi i całej radzie za tak sprawiedliwe traktowanie naszego dotąd ujarzmionego języka polskiego w szkole, wyraziłem radość, żeśmy teraz jeszcze za rządów niemieckich doczekali się przecież uwzględnienia słusznych praw naszych.
W szeregach rady żołnierzy Schmitz, znany hakatysta rawicki, zapewne w tej chwili miał uczucie, ze gorzką łyka pigułkę, lecz mnie się dusza śmiała do starych polskich portretów królów naszych i dziedziców Rawicza, wiszących na ścianach tej sali, których wraz z kilkoma obecnymi polakami pragnąłem wołać na świadków tego zwycięstwa sprawy naszej mowy ojczystej w szkole, o którą tyle lat bój się toczył. […]
Wybuch walk powstańczych
Wiadomość o walkach ulicznych w Poznaniu dnia 27 grudnia zelektryzowała nas wszystkich i z napięciem czytaliśmy w dniach następnych o coraz więcej szerzącym się ruchu narodowym, wypędzaniu Niemców z różnych miast i opanowaniu władz przez naszych. Jakżeż to będzie u nas, gdzie niemczyzna silna w Rawiczu, Sarnowie, Bojanowie, zapewne zechce nowym porządkom, polskim stawić stanowczy opór.
Wśród takich rozważań przyszedł do mnie w sam Nowy Rok 1919 pod wieczór żołnierz z Rawicza, a był nim p. Węcłaś ze Słupi z zapytaniem, czy wziąć Rawicz. „Mamy – powiada – 300 naszych żołnierzy w rawickiej załodze, mamy klucze do składu broni, u maszynowych karabinów ustawionych już na wieży ratusza popsuliśmy sprężyny itd. itd. będzie nam łatwo wypędzić niemieckich oficerów i szeregowców, obsadzimy urzędy i koniec!” Tak niepodobna, mój przyjacielu – odpowiedziałem po krótkim namyśle. Choć Rawicz opanujecie, może krwi byście przelali za wiele, a po kilku dniach was z Rawicza i tak wypędzą, gdyż leży za blisko granicy. Zasięgniemy rady i pomocy w Poznaniu.
Tymczasem zebrała się nasza Rada Ludowa na posiedzeniu 3 stycznia wieczorem w salce Rolnika w Miejskiej Górce. W czasie posiedzenia przebywa automobilem z Rawicza p. mec. Stark z alarmującą wieścią, że rada miejska wraz z radą ludową niemiecką i landratem uchwalili, że Rawicz z powiatem odłącza się od prowincji poznańskiej a przyłącza do Śląska i prosi telegraficznie odnośne władze we Wrocławiu o przyjęcie. Zaraz zredagowaliśmy naszą odpowiedz i protest stanowczy przeciw tej uchwale i donieśliśmy, ze uważamy ją wprost za wypowiedzenie wojny ludności polskiej w powiatu i że odpowiemy na nią na razie wstrzymaniem wszelkiego dowozu żywności z powiatu do Rawicza. […]
Organizacja wojska powstańczego
Na drugi dzień na sobotę 4 stycznia zapowiedziane było w Golejewku uroczyste żałobne nabożeństwo za poległych w wielkiej wojnie żołnierzy z parafii, a potem wspólna spowiedź żołnierzy, którzy do domu wrócili. Zebrało się ich ok 140, a na wspólną uroczystą komunie św byli zamówieni na niedzielę 5 stycznia; na tenże dzień zapowiedział swój objazd powiatu p. Ignacy Busza, by zorganizować wszędzie oddziały chętne do walki, zaś do Golejewka miał przybyć na sumę.
Tak więc na p. Buszę, zajmującego w armii niemieckiej szarżę „oficera zastępcy”, spadła cała praca zorganizowania obrony naszego powiatu przed Niemcami, a zabrał się do niej z poświęceniem wielkim po odbytym co dopiero kursie w Poznaniu, lecz Straży Ludowej nie zamierzał tworzyć lecz zaraz istotne wojsko, które zjednoczyć sobie obiecywał w „pierwszym pułku piechoty poznańskiej”, względnie „strzelców wielkopolskich”. […]
W niedzielę 5 stycznia nasi żołnierze, dotąd niemieccy, stanęli w długim szeregu i po raz pierwszy z chorągwią z orłem polskim na tle amarantowym wkroczyli do kościoła golejewskiego na nabożeństwo. „Po sumie nie rozchodźcie się – rzekłem im po kazaniu z ambony – gdyż będziecie niebawem własnej ojczyźnie potrzebni; wszyscy niech się zgromadzą w sali parafialnej” Tam im do serca i sumienia polskiego przemówił p. Busza i zaraz na każdą wieś i obwód większy wyznaczył starszych. Którzy swoich towarzyszy ćwiczyć i w ryzach trzymać mieli. Tak w dwa dni, 5 i 6 stycznia, objechał p. Busza niemal cały powiat i wszędzie go usłuchano, a liczba gotowych do obrony naszego powiatu rosła coraz bardziej. […]
Początek walki zbrojnej z Niemcami
W sobotę 11 stycznia odbywało się przed południem w cukrowni w Miejskie Górce posiedzenie rady nadzorczej w sprawie kolei powiatowej, bez której cukrownia nie mogła pracować. Miałem jeszcze być w tej sprawie w Sarnowie u dziedzica tamtejszego Schadego. Ledwo jednak pół godziny upłynęło, dało się słyszeć pierwsze strzały armatnie! To była odpowiedź ostateczna po naszych trzydniowych pertraktacjach! Słuchamy, walą spod Rawicza za Sarnowę, raz, dwa, trzy...co raz, to znowu! I gdzieś dalej też jeszcze strzelają w bocznym od nas kierunku, to na Łaszczyn zapewne.
Tak też było istotnie, na podwórze dominalne do Łaszczyna rzucali Niemcy wtedy też kilka granatów, mszcząc się za wstrzymanie im mleka dla miasta i innych artykułów żywności. […]
Nasze wojsko z Górki w sile 200 chłopa okoliło wtedy, po wypędzeniu z miasta polskiego oddziału, Sarnowę i leżało w rowach, by Niemców dalej nie puścić. Poszedłem dalej na Jagodnię, armatnie strzały już były ustały, było tam kilka dziur w szosie i po polach, gdyż Niemcy atakując naszych na samo miasta nie strzelali, tylko skierowali ogień zaporowy na szosę prowadzącą z Górki do Sarnowy. Zadowolili się też odebraniem Sarnowy i dalej w tym dniu nie szli. […]
Zamordowanie księdza Śledzińskiego
Smutny i pamiętny dzień 14 stycznia 1919 roku od samego rana był mroczny lecz dość ciepły. […] Wnet już armaty waliły, które Niemcy ustawili za Słupią i ponad wsią ostrzeliwali szosę i pola między Słupią i Chojnem, zaś karabiny maszynowe ustawili na końcu wsi i także w kierunku Chojna z nich gęsto pukali tak, że dla naszych oddziałów niemożebnym było przedostać się przez ogień zaporowy. Całe szczęście, że górecka kompania niebawem z boku niespodziewanie na Niemców, grasujących tymczasem po wszystkich chałupach słupskich uderzyła, to ich przeraziło i zakomenderowali odwrót, a uchodzili pospiesznie z bogatymi łupami!
Przybycia ks. Śledzińskiego jakoś długo nie mogłem się doczekać i z ks. Karłowskim wyszedłem mu kawałek naprzeciw, lecz daleko iść nie mogliśmy, nie chcąc się dostać w ogień armatni i karabinowy; trochę zaniepokojeni o los naszego konfratra wracamy o 5 do domu, a tu po chwili nadjeżdża gospodarz ze Słupi ze smutną wieścią: „Naszego proboszcza nam Niemcy zabili![...] Po drodze do Słupi opowiadał mi dalsze tragiczne szczegóły tego niespodziewanego napadu zbójeckiego. Niemcy nie ominęli, żadnej chałupki, wszędzie rabowali gęsi, kury, krowy, zboże, bieliznę, pościel, co się dało. […]
Pierwsza bitwa rawicka
Tymczasem walki z Niemcami zaczęły przybierać coraz ostrzejszy charakter. W piątek 31 stycznia Stwolno i Słupia musiały wytrzymać silną kanonadę a dnia następnego rozwaliły granaty niemieckie od rana baraki przy cukrowni góreckiej, służące dotąd naszemu wojsku znakomicie jako koszary. Była to dla nas wielka strata, tym więcej, ze kilku naszych żołnierzy przy tym straciło życie, a inni ciężko odnieśli rany; trzeba było szybko przekwaterować całe wojsko, które teraz drugiej strony zajęło folwark Małą Górkę. […]
Brak armat z naszej strony odczuwaliśmy wszyscy bardzo dotkliwie, ciągłe bombardowanie wiosek naszych przez Niemców z Rawicza stawało się nieznośne, toteż powodowała naszą komendę do rozważania, czy nie lepiej byłoby w tym położeniu przypuścić atak na Rawicz, by go zdobyć lub chociażby tylko wziąć kilka armat. W poniedziałek 3 lutego zebrała się po południu rada wojenna w pałacu w Golejewku, gdyż hrabia Czarnecki powrócił był na krótki czas do domu po dwutygodniowej już służbie przy sztabie generalnym w Poznaniu. Stanęło na tym, że dzisiejszej nocy o godz. 2 wykonany zostanie atak na Rawicz. […]
Nad ranem 4 lutego rozeszła się prędko radosna wieść, że zdobyliśmy tej nocy – jak najpierw stwierdzono 5 armat – w rzeczywistości było ich 4 i to dwie pod Łaszczynem i 2 pod Krystiankami, względnie Dębnie Polskim, lecz z armatami zabrano i wozy z amunicją oraz wszystkie do nich należące konie, których razem było przeszło 30. [….]
Powrót Rawicza do niepodległej Polski
Losy Rawicza do ostatniej niemal chwili były niepewne, Niemcy poruszyli wszystkie niemal sprężyny w Berlinie i w Paryżu, żeby go nie stracić, ofiarowywali w zamian spłazy ziemi na Pomorzu, a niestety z naszej strony były nawet urzędowe osoby, które się za pozostawieniem Rawicza przy Niemcach oświadczały. W takim niepewnym nastroju utrzymywano nas niemal jeszcze przez cały miesiąc grudzień 1919 r., dopiero w końcu tego miesiąca poczęły gazety nasze ogłaszać, kiedy nasze wojsko polskie wkraczać będą do przyznanych nam na kongres pokojowy w Wersalu a dotąd poza obrębem władzy polskiej leżących ziemi i miast. Dzień 17 stycznia 1920 r. był wyznaczony na objęcie przez nasze wojsko Rawicza i reszty powiatu rawickiego wraz ze skrawkami przyznanej nam ziemi Dolnego Śląska pomiędzy Bojanowem a Rydzyną!
Cytaty z: „Walki o Rawicz. Wspomnienia z Powstania Księdza Zdzisława Zakrzewskiego, proboszcza w Golejewku”, Rawicz 2010.